MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Niezmienny jak Wawel. Sklep z poprzedniej epoki, zna go każdy krakus. "Ludzie koczowali tu dniami i nocami, czekając na dostawę sprzętu"

Jolanta Tęcza-Ćwierz
Jolanta Tęcza-Ćwierz
Pracownicy sklepu HB Części AGD przy alei Krasińskiego w Krakowie: Jolanta Czajęcka, Arkadiusz Zduniak oraz Anna Kiełek
Pracownicy sklepu HB Części AGD przy alei Krasińskiego w Krakowie: Jolanta Czajęcka, Arkadiusz Zduniak oraz Anna Kiełek Fot. Andrzej Banaś
Łopatki do mikserów, węże do odkurzaczy, nożyki do blenderów, łożyska i silniki do artykułów gospodarstwa domowego - wszystko to można kupić w sklepie HB Części AGD S.C. w Krakowie przy alei Krasińskiego 11C. - Mamy klienta, który odwiedza nas raz w roku i mówi: "Dwie rzeczy są stałe w Krakowie: Wawel i wasz sklep".

Pani Anna Kiełek pracuje tutaj od 45 lat. Śmieje się, że wrosła w sklepowy pejzaż. Jednak, jak przyznaje, nie jest to łatwy kawałek chleba.

- Moją siłą napędową są zadowoleni klienci, którzy wracają. Praca daje mi mnóstwo satysfakcji, ponieważ każdy zostawia nam kawałek swojej historii - mówi.

Sklep z duszą

W Google sklep przy alei Krasińskiego ma prawie pięć gwiazdek. Składa się na nie ponad dwieście opinii: „Sklep z kawałkiem historii. Przemiła obsługa, która zawsze doradzi”, „Oprócz części zamiennych sklep oferuje wartość sentymentalną. Dobry duch PRL-u jest tu wyczuwalny. Dziękuję za cenną radę dotyczącą młynka”, „Super obsługa. Nie zdążyłam powiedzieć, jakiego elementu potrzebuję do odkurzacza, bo jak zaczęłam wyciągać z torebki ten połamany, pani już sięgała po taki na półkę”.
Pani Anna cieszy się, że ktoś docenia jej fachowe podejście do klientów. Ona sama nie widzi w tym niczego nadzwyczajnego.

- Lubię kontakt z ludźmi, dzięki temu tak długo jestem w tym miejscu i w tej branży - zaznacza.

Zapytana o to, co się najczęściej psuje, pani Anna stwierdza, że najwięcej schodzi worków do odkurzaczy.

- Często psują się też łożyska w pralkach, amortyzatory. W zmywarkach rdzewieją kosze, więc ludzie czasami kupują, ale to są dość drogie rzeczy. Sprzedajemy też końcówki miksujące do mikserów albo te z nożykami do blendowania.

Komitety kolejkowe

Sklep istnieje od 1962 roku, niezmiennie oferując ten sam asortyment - części do artykułów gospodarstwa domowego. Początkowo był tu oddział państwowej firmy Ardom, która miała centralę w Kluczborku.

- W latach osiemdziesiątych XX w. handlowaliśmy całym sprzętem, przeważnie radzieckim i częściami do niego. Można tu było kupić lodówki, pralki, wirówki, miksery - wspomina pani Anna. - To były takie czasy, że ludzie koczowali tutaj dniami i nocami, czekając na dostawę sprzętu. Stały ogonki klientów z termosami, z kocami, tworzyły się komitety kolejkowe. Trzeba było stać dwa-trzy dni, żeby kupić lodówkę czy pralkę. Dzisiaj to nie do wyobrażenia. A jeśli kolejka była cwana, ludzie wiedzieli, skąd towar idzie, czekali na rogatkach i dawali sobie znaki, że dostawa się zbliża. Wtedy następowało wielkie poruszenie, ustawianie i mobilizacja - dodaje z uśmiechem.

Dzisiaj sklep już nie handluje całym sprzętem, jedynie częściami. Wielu klientów przeniosło się do hipermarketów albo do internetu.

- My nie prowadzimy sprzedaży internetowej. Mamy specyficzny towar, mogłyby być problemy z reklamacjami. To są drogie części. Jak komuś nie spasuje, przynosi z powrotem, ale my już tego nie możemy oddać, bo sprowadzamy sprzęt głównie z magazynu centralnego z Hamburga, a tam nie ma zwrotów - dodaje pani Anna.

Zrób to sam

Pani Jolanta Czajęcka pracuje tutaj od trzydziestu lat.

- Mój tato, Henryk Bajorek, prowadził ten sklep od 1991 roku, jak była prywatyzacja. Zatrudnił mnie i mojego szwagra.

Pani Jolanta stara się sprostać wymaganiom i potrzebom klientów, słucha ich, rozmawia, uśmiecha się. A klienci to doceniają i czasem przychodzą, żeby się pochwalić, kiedy uda im się coś naprawić.

- Dziękują, że potrafimy podpowiedzieć. Nigdy nie zniechęcamy klientów, ale namawiamy, żeby się brali sami za drobne naprawy.

Najlepszy czas dla sklepu to lata 1995-2015.

- Na rynku nie było chińskich jednorazówek, więc ludzie naprawiali polski sprzęt typu Zelmer czy Polar. Dzisiaj, jak coś się zepsuje, często nie opłaca się tego naprawiać, bo części są droższe od całego sprzętu, więc kupuje się nowe. Dawniej pralka automatyczna kosztowała średnio trzy miesięczne wypłaty. Dziś taka pralka musiałaby kosztować z piętnaście tysięcy złotych, żeby był to produkt wysokiej jakości. Kupując pralkę za tysiąc złotych, nie możemy oczekiwać, że będzie sprawna tak długo jak ta z dawnych czasów. Współczesny sprzęt jest dużo gorszy, ale relatywnie tańszy. A gdy się zepsuje po kilku latach, ląduje na śmietniku, a ludzie kupują nowy - opisuje pani Anna.

Z poprzedniej epoki

Obie moje rozmówczynie podkreślają, że mają miłych klientów. Szczególnie starsi ludzie wskazują, że takich sklepów jak ten już niewiele w Krakowie zostało.

- Jesteśmy trochę poza schematem - mówi pani Jolanta. - W marketach jest zawsze tak samo. Działy, produkty na wysokości oczu, czasem trudno coś znaleźć. Nasz sklep jest z poprzedniej epoki i celowo nic tu nie zmieniamy. Pracownicy sklepu są fachowcami, służą radą, pomocą, nie wciskają niczego na siłę.

Chociaż nie zawsze jest kolorowo i niemiłe incydenty się też zdarzają. Jak wszędzie.

- Kiedy ktoś nie jest w stanie czegoś kupić, czasem rzuca uwagę, że niby sklep z częściami, a części nie ma. Trudno dyskutować z klientem, który wszystko lepiej wie, ale to się rzadko zdarza - mówi pani Jolanta.

A pani Anna uzupełnia:

- Najgorsi są tacy wszechwiedzący, którzy jak zobaczą kobietę za ladą, to dla nich prawie obraza majestatu. Na szczęście szybko przekonują się o naszych kompetencjach i wiedzy.

Jedni przychodzą tu po worki do odkurzacza, rury teleskopowe, nasadki, filtry albo wałki napędowe. Inni oczekują porady dotyczącej naprawy albo kupna sprzętu. Pracownicy sklepu orientują się we wszystkim i każdemu pomogą.

- To jest kwestia lat pracy. Rynek cały czas się rozwija. Kiedy się tu zatrudniłam, mieliśmy w ofercie trzy pralki. Potem zaczęły się pojawiać nowe modele i producenci, więc trzeba było się wdrożyć. Cały czas musimy być na bieżąco i wiedzieć, co w trawie piszczy. Praca w tym sklepie to ciągła nauka, wciąż pojawiają się nowe technologie - podkreśla pani Jolanta. - Biorę odpowiedzialność za to, co sprzedaję i co doradzam klientom. Nie wyobrażam sobie inaczej.[/cyt] Dlatego często odwiedzam sklepy wielkopowierzchniowe, żeby przyjrzeć się, co sprzedają, jakie modele. Jednak dziś większość to elektronika i tyle - dodaje.
Jak mówią obie panie, zawsze starały się stawiać na polski przemysł.

- Dopóki istniały firmy Polar czy Zelmer, polecałam ten sprzęt. Smutne jest to, że nie ma co polskiego sprzedawać.

Zawsze mówimy klientom, że jak mają starsze odkurzacze czy inny sprzęt, to niech naprawiają, dokąd się da, dokąd są części, bo tak żywotnego sprzętu już nie będzie - mówi pani Jolanta.[/cyt]

A pani Anna dodaje:

- Teraz produkuje się sprzęt na pięć lat i wiele rzeczy jest nienaprawialnych. Na przykład łożyska w pralkach są tak skonstruowane, że ich wymiana jest niemożliwa, trzeba wymieniać cały bęben, który kosztuje tyle co trzy czwarte pralki.

Muzeum AGD

Odwiedzając sklep przy alei Krasińskiego, nie sposób nie zwrócić uwagi na jego witrynę. Można na niej podziwiać stare, zabytkowe niemal urządzenia, skrupulatnie oznaczone i opisane: odkurzacze, sokowirówki, młynki do kawy, tostery.

- Kiedyś jeden klient zapytał, czy może do nas przynieść zepsuty odkurzacz, bo mu szkoda wyrzucać. Potem doszedł drugi, trzeci. Klienci przynoszą nam różne rzeczy, a my to restaurujemy. A potem trafia na wystawę - opowiada pani Anna.

Sporo urządzeń po wyczyszczeniu i renowacji pracownicy sklepu przekazują do Muzeum Inżynierii na ulicę Świętego Wawrzyńca, gdzie są prezentowane na wystawach stałych i tematycznych. Zresztą dla wielu, zwłaszcza młodszych, przechodniów także krakowski sklep jest niczym muzeum.

- Kiedyś przechodzili tędy rodzice z dziećmi. Zajrzeli i zapytali, ile kosztuje wstęp do tego muzeum. Jak zobaczyli na wystawie eksponaty z karteczką, że nie są do sprzedaży ze względu na wartość muzealną, pomyśleli, że jestem kustoszem - śmieje się pani Jolanta. - Mamy też klienta, który odwiedza nas przynajmniej raz w roku i mówi: Dwie rzeczy w Krakowie są stałe: Wawel i wasz sklep. To bardzo cieszy.

Obie panie czują się spełnione w swojej pracy i póki co nie wyobrażają sobie, żeby przejść na emeryturę i nie pracować. Mają tylko jedno marzenie: chciałyby, aby tradycja została podtrzymana i sklep przetrwał. Jednak o następców trudno. - Nikt nie chce tego pociągnąć. Młodzi mają wymagania i nie chcą stać za ladą. Dopóki damy radę, będziemy pracowały w sklepie. A potem się zobaczy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto